Naramski Zajazd na Zagórzyce
Egzekucja czy warcholstwo?
Pisałem o casusie jaki dotknął „urodzonego” Walentego, jednego z dziedziców Naramy, którego absencję na mołdawskiej wyprawie wojennej króla Olbrachta z 1497 roku zauważył „urodzony” Piotr Chlewiski podczaszy księcia Zygmunta (późniejszego króla), który postanowił wykorzystać ten fakt, aby kosztem Walentego się wzbogacić. Walenty się obronił. Naramska historia z mołdawską wyprawą miała jednak ciąg dalszy. W sposób zupełnie nieoczekiwany zaznaczyła swoją obecność w życiu Stanisława, brata Walentego, który stał się głównym bohaterem jednego ze „szlacheckich zajazdów” w historii Naramy.
Otóż jak zapewne czytelnicy pamiętają, Walenty wybronił się przed utratą
swojej części Naramy udowadniając, że on co prawda nie „obesłał” wyprawy
mołdawskiej, ale uczynił to jego brat Stanisław, z którym był „w
niedziale”, a który tę wyprawę „obesłał”.
Stanisław Naramski pojechał na tę nieszczęsną wojnę i miał szczęście, że
z wojny tej powrócił. Niestety, większości polskich wojaków to się nie
udało. Zostali zabici w zasadzkach zorganizowanych przez Wołochów, lub
zaginęli. Jednym z takich zaginionych był Zygmunt Zagórski, sąsiad
Naramskich, współdziedzic Zagórzyc (obecnie Zagórzyce Dworskie, gm.
Michałowice), który był żonaty z Beatą, córka Mściwoja z Wyszogrodu
(obecnie pow. Kazimierza Wielka).
Otóż, kiedy Zygmunt Zagórski około roku nie wracał, został uznany za zmarłego więc Stanisław Naramski postanowił uderzyć w konkury do wdowy. Beata powiedziała „tak” i doszło do zaślubin. Brat Zygmunta Zagórskiego, Stanisław zobowiązał się „dać oprawę z tytułu wiana” z części majątku po b. mężu Beaty, a swoim bracie. Niestety, dochodzi jednak do nieporozumień na tle majątkowym. Rzekomo Stanisław Zagórski gotów był złożyć pieniądze dla byłej bratowej Beaty a obecnej żony Stanisława Naramskiego, lecz ona ponoć nie stawiła się w sądzie. W efekcie tych wydarzeń sytuacja pomiędzy rodami staję się tak bardzo napięta, że w spór musi wkroczyć Starosta Krakowski, który wyznacza 60 grzywien zakładu w sprawie między Stanisławem Naramskim, jego żoną Beatą i Walentym bratem Stanisława Naramskiego a Stanisławem Zagórskim, bratem Zygmunta, że zachowają pokój, zaś wszystkie spory załatwią na drodze sądowej. Parę miesięcy później sprawa sądowa się odbywa i Beata zyskuje „wwiązanie” w Zagórzyce. „Wwiązanie” oznacza, że poprzez ten akt prawnym stała się dziedziczką dóbr zagórskich i powinna być w nie wprowadzona. Wiemy już z przykładu Naramy, że bycie dziedzicem nie oznaczało bycie samodzielnym właścicielem. Dziedzic mógł być właścicielem części wydzielonej (jeśli została własność podzielona), albo być dziedzicem „w niedziale” ( czyli niepodzielonym) z innymi współwłaścicielami.
Niestety, mimo wyroku sprawa nie została załatwiona ponieważ taż Beata Naramska oskarża swojego byłego szwagra Stanisława Zagórskiego, iż nie dał jej zawyrokowanego przez sąd „wwiązania” w Zagórzyce. Ponieważ Stanisław z Naramy najprawdopodobniej stracił cierpliwość bo „przy pomocy 6 jego stanu i tyluż podlejszych najechał dwór Zagórskiego w Zagórzycach i wyłamawszy płoty zajął 14 sztuk bydła wartych 10 grzywien.”
Czy był to klasyczny „szlachecki zajazd”, czyli jedna z form rozwiązywania sporów pomiędzy ówczesnymi posesjonatami (właścicielami) majątków, czy też rumacja, trudno w tej chwili rozstrzygnąć. Bowiem zarówno „zajazd” jak i „rumacja” były w prawodawstwie dawnej Polski jednymi ze sposobów egzekucji wyroku sądowego.
Warto wiedzieć, że Sędziowie Ziemscy nie byli zawodowymi sędziami, tylko swoistym Sądem Samorządu Ziemskiego. Sądzili w komplecie w skład którego wchodził: sędzia ziemski, podsędek ziemski i pisarz ziemski. Funkcje te były traktowane jako funkcje społeczne. Pochodziły one z wyboru szlachty, ale wybór ten musiał zatwierdzić król. Także Sąd ten nie miał do swej dyspozycji ani dochodów, ani obsługi urzędniczej, którą miał zapewniony np. starosta grodzki. Sąd ziemski nie miał stałej siedziby, archiwum czy więzienia. Sędziowie wykonywali swe obowiązki, objeżdżając swój okręg sądowniczy (ziemię) w czasie tzw. roczków ziemskich. Charakter społeczny i samorządowy sądów ziemskich był szczególnym powodem do dumy dla szlachcica wybranego w jego skład. Posesjonaci w większości szanowali i respektowali rozstrzygnięcia tego sądu, ale niestety bez wparcia urzędników zawodowych jakość przygotowywanych dokumentów, pozostawiała wiele do życzenia. W owym czasie Sądy Ziemskie nie posiadały także swoich organów przymusu, które fizycznie egzekwowałyby wykonywanie wyroków, dlatego też wygrany posesjonat, aby wdrożyć wyrok, musiał sprawy wziąć w swoje ręce.
Zajazd był jednak ostatecznością. Po wyroku „wwiązania”, jeżeli z jakichś powodów wyrok nie został wykonany, był ponownie wydawany wyrok „wwiązania”. Gdy tego drugiego wyroku też nie wykonano następowała „rumacja”. Rumacja była próbą usunięcia siłą opornego dłużnika z zajętej nieruchomości. Dziś nazwalibyśmy ją przymusową egzekucją. Gdy i rumacja nie przyniosła skutku, ogłaszano banicję dłużnika i wtedy następował zajazd zorganizowany przez starostę. Aby zgodnie z prawem zorganizować zajazd, starosta w tym celu zobowiązany był zwołać pospolite ruszenie szlachty z terenu powiatu i siłą przejąć nieruchomość i usunąć siłą opornego dłużnika. Jeżeli oczywiście banita podjął walkę. Ponieważ banicja oznaczała nie tylko wygnanie, ale również pozbawiała czci i honoru, w przypadku zajazdu najczęściej dochodziło do bezkarnego zabicia banity. „Banicja” i tak była łagodniejsza od „infamii”, bo o ile za zabicie banity nie było kary, to za zabicie infamisa wypłacana była nagroda. Wysokość tej nagrody zależała od ilości i jakości przewinień skazańca.
O ile we wcześniejszych wiekach można było uznać, że „rumacje” i „zajazdy” miały znamiona egzekucji urzędowej, o tyle od - mniej więcej - połowy XVII wieku były organizowane samowolnie, bez udziału starosty, w drodze samopomocy sąsiedzkiej. A nawet zajeżdżano dwory całkowicie bez wyroku, czyli bezprawnie i łupieżco. Niestety, jeden z takich dzikich zajazdów skończył się tragicznie dla Rzeczypospolitej. Chodzi oczywiście o zajazd podstarościego czehryńskiego imć Daniela Czaplińskiego na majatek Subotów Bohdana Chmielnickiego ówczesnego setnika Subotowa i pisarza wojska, podczas którego została uprowadzona druga żona Chmielnickiego, jego syn odniósł wiele groźnych ran, a sam Chmielnicki został uwięziony. Jak się skończyła ta napaść, wszyscy chyba doskonale wiedzą. Także Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu również przedstawił ten zwyczaj, nazywając go „ostatnim zajazdem na Litwie”.
Ale wracając do najazdu Stanisława Naramskiego na Zagórzyce. Oczywiście Stanisław Zagórski nie pozostawia owej napaści bez odpowiedzi. Pozywa Stanisława Naramskiego o bezprawną przemoc. W wyniku skargi Woźny Sądowy udaje się do dworu w Naramie, gdzie znajduje zagarnięte przez Naramskiego 6 stuk bydła. Pozostałych 8 sztuk już nie było ponieważ Naramski „obrócił na własny użytek”. Zagórski żąda, aby te 6 sztuk wróciło natychmiast do niego. <
Toczą się kolejne rozprawy sądowe. W ich wyniku Stanisław Zagórski czyniąc zadość poręce, którą złożył w imieniu uznanego za zmarłego brata Zygmunta Beacie, wdowie po Zygmuncie, a będącej już żoną Stanisława Narębskiego, „oprawia jej z tytułu wiana” 223 florenów. Czyni tak zgodnie z dawnym prawem polskim, w którym oznaczało to sumę pieniędzy zapisywaną żonie przez męża, która była równa sumie posagu jaki ona wniosła do małżeństwa. A ponieważ Zygmunt został uznany za zmarłego, to – w jego imieniu - czyni to jego brat. Te 223 floreny „oprawia” na połowie dóbr Zygmunta w Zagórzycach i Przestańsku oraz pieniądzach, które ma zapisane na Wiatowicach (wieś położona w województwie małopolskim, w gminie Gdów), i zobowiązuje się pod zakładem 446 florenów przenieść wpis do ksiąg ziemskich krakowskich. Stawia jednak warunek, że jeśli Beata chciałaby mieć oprawę na połowie Przestańska, winna ją wykupić z zastawu za połowę pieniędzy, za jakie była zastawiona. Godząc się na to, obecny mąż Beaty czyli Stanisław ręczy za Beatę, która przyjęła z tytułu wiana od Stanisława Zagórskiego 15 grzywien, że wniesie pokwitowanie do ksiąg ziemskich. Oświadcza również, że gdyby jednak Zygmunta jakimś cudem odnalazł się żywy i powrócił do Polski, to wówczas zwróci Zagórskiemu te pieniądze. Równocześnie w wyniku wzajemnych rozliczeń Beata zapisuje mężowi Stanisławowi jedną trzecią posagu i wiana, które na Zagórzycach i Przestańsku oprawił jej Stanisław Zagórski a za jakiś czas pozostałe dwie trzecie posagu i wiana na wzmiankowanych wsiach.
I tak się kończy sprawa najazdu Naramskich na Zagórzyce. Ponieważ Zygmunt Zagórski jednak już nigdy nie powrócił do Polski, stadło Stanisława i Beaty Naramskich funkcjonował w miarę normalnie. Oczywiście, dochodziło do dalszych rodzinno-sąsiedzkich kontaktów, sporów i swarów między Naramskimi i Zagórskimi, ale o tym już opowiem w innym eseju.
Mapa: Kraków i okolice na dawnych mapach.
Zbigniew Grzyb